sobota, 7 września 2013

Koniec... ;cc

Hej kochani ;/
Dawno się nie odzywałam, prawda? Wiem, zawodzę was ;c Ale nie miałam czasu w wakacje, a w rok szkolny jeszcze gorzej. Chyba wiecie do czego zmierzam.. tak, zamykamy bloga. Kończymy jego działalność.
Przepraszam, ale nie mam czasu na pisanie, tym bardziej, że jestem już w Gimnazjum, a nauki jest o wiele więcej niż w Podstawówce ;/ Zresztą, tu nie chodzi tylko o czas, jednak o chęci. Nie mam ich. Już nie shippuję Raury tak bardzo jak wcześniej, bo wiem, że z tego nic nie będzie, choć ciągle mam nadzieję. Dziwne mi już o nich pisać razem.. co innego, pisać opowiadanie o A&A, bo to tylko serial, a R5 i Laura, są realnymi stworzeniami XD I nie mam pomysłów, i to wszystko wychodzi takie nudne.. Opowiadanie jest nudne i nie oszukujmy się - prowadzenie go dalej, byłoby bez sensu, bo wychodziło by nam coraz gorzej, wiedząc, że nie mamy chęci i pomysłów. My same męczyłybyśmy się bardzo.
Być może, kiedyś powrócimy do tego bloga, kiedy nasze weny powrócą, ale teraz decyzją jest "zamknięcie bloga". Przepraszamy Was bardzo, kochamy każdego czytelnika i kochaliśmy pisać to opowiadanie, ale wiemy, że jest to bez sensu. Istnieje wiele blogów o takiej samej tematyce, więc możecie się na nie przerzucić :P
Nawet nie wiecie jak trudno mi z wami się rozstać...
Przepraszam :*
~ Weronika


Witajcie Robaczki.
Wiem, ze zawiodłam ;c Nie chciałam by tak wyszło. Lecz gdy napisałam rozdział 25, coś mnie zatrzymało, bo nie wiem jak to inaczej ująć. Czułam blokadę i nie mogłam napisać nawet jednego zdania. Po prostu blog wydaje się nudny, nie miałam pomysłów, by dalej pisać. Może i dlatego, że się oduczyłam pisać opowiadania gdzie prawie nic dramatycznego się nie dzieje. Może czas mnie tak nie goni, jak ta  nauka i szkoła :c Tak jak napisała Weronika- może wrócimy do tego bloga. Szkoda mi go zamykać. Naprawdę czuję wielki ból z tego powodu. Wiem, ze to tylko blog, lecz byłam przywiązana do niego. A zwłaszcza do czytelników. Miło było czytać te niesamowicie motywujące komentarze, jednak wszystko, co dobre szybko się kończy.
Myślałam, że to będzie mój pierwszy blog, który napiszę do końca, jednak tak się nie stało i chyba się nie stanie. Wiem, że miałam pomagać Weronice, a prawie zawsze ją obciążałam i moja pomoc, była .. marna. W pewnym sensie czuję się winna za zamknięcie tego bloga :c Nie chciałam, aby tak wyszło.
Mimo wszystko miło było dla Was pisać. To była wręcz przyjemność, a nie jakieś obciążenie. Były dni, kiedy pisanie mi nie wychodziło,a  rozdział powinien już być dodany, jednak pojawił się kilka dni później, a wy mnie za to nie zabiłyście/ zabiliście.
Kocham Was jako rodzeństwo i jako czytelników. Naprawdę dziękuję za tę motywację, za wszystko co dokonaliście. Bo tak naprawdę dzięki komentatorom i Weronice napisałam kilka innych blogów. Bo wy mnie w ten świat pisania wciągnęliście.
Nie chcę się zbytnio rozpisywać, więc jeszcze raz dziękuję i przepraszam. Kocham Was <333 No to bywajcie :*


czwartek, 15 sierpnia 2013

25.- Życie jest piękne, zaskakuje jak niespodzianka, tylko rani.. tak bardzo rani...

25.- Życie jest piękne, zaskakuje jak niespodzianka, tylko rani.. tak bardzo rani...


     Samochód przewrócił się i toczył z górki jak zwykła metalowa puszka. Auto obijało się o drzewa i ostre kamienie tworząc zniekształcenia w pojeździe. Nagle wszystko się zatrzymało..
Woda zaczęła dostawać się do auta, a ono zaś z każdą sekundą szło na dno. Niczego nieświadomi nastolatkowie zaczęli się śmiać. Nie wiedzieli, że za chwilę mogą zginąć. Samochód już od kilku sekund zanurzył się z wodzie. W pewnej chwili zabrakło powietrza, a wszystkie myśli znikły zostawiając czarną otchłań w głowach nastolatków.
         Historia Ivana i Luke'a skończyła się na zawsze...

~*~

       Ten czyn  zranił Evelyn jak nigdy wcześniej. Już ma ją całować, a zjawia się jakaś Kelly, która oznajmia, że nie wróci już do L.A., a Ell rozpłakał się jak małe dziecko. Czyli jednak zależy mu na niej, a nie na Evelyn? To po co chciał ją całować? Zrezygnowana uciekła z miejsca zdarzenia. Miała dość stania tam i patrzenia jak jej ukochany płacze, a ta podła czarownica się pewnie w myślach śmieje.
  Wbiegła do domu i zjechała po drzwiach na podłogę. Zakryła się dłońmi i jeszcze bardziej zaniosła się płaczem. Jednak miłość jest smutna, nie zawsze, ale jest.

        Nagle telefon w kieszeni Evelyn wydał z siebie krótką melodyjkę. Dziewczyna wyciągnęła urządzenie i przyłożyła je do ucha. Był to telefon od rodziców jej byłego chłopaka -Ivan'a. Jeden komunikat, a życie nastolatki runęło jak domek z klocków lego. Dziewczyna zaniosła się płaczem,a  ostatnie słowa wypowiedziane przez zachrypnięty głos Pana Lauren roznosiły się jak echo po jej głowie. Nie mogła pojąć, dlaczego Bóg odbiera jej ludzi, których tak bardzo kocha. Pierw babcia, potem rak Rydel, a na końcu śmierć Ivan'a i Luke'a.
   
      Ten wielki cios sprawił, że serce delikatnej Evelyn rozsypało się na malutkie kawałeczki. Czuła jakby jechała ciemną mroczną uliczką, nie mając nic, ani nikogo. To pędziło tak szybko, jakby nie miało hamulca. Bała się, że za chwilę stanie się z jej życiem tak jak z życiem swojego byłego chłopaka
Jednak tu nie samochód pędził tylko życie..


Takie jednak było jej życie .W pewnej chwili doszła do niej myśl samobójcza. Jednak odtrąciła tę propozycje i odeszła w świat melancholii. Przypominała sobie wszystko od początku. Jej pierwszy pocałunek, jej pierwsza prawdziwa miłość, wszystko co związane z Ivanem. Nie mogła o nim zapomnieć, był częścią jej serca, które zabrał odchodząc w świat blisko Boga. Chciała być blisko swojego ukochanego jednak nie miała zbytnio odwag, by dołączyć do życia swoich najbliższych. Nie chciała robić przykrości Laurze i Ellingtonowi, wiedziała, że jest dla nich ważna i pewnie dla reszty Lynchów tak samo.

    Przypomniał się jej pierwszy bal. To jak zatańczyła z Ivan'em, a następne pół imprezy spędziła z Laurą w stoliku. Wtedy jej przyjaciółka przechodziła załamanie z powodu straconego chłopaka. Evelyn postanowiła stanąć na wysokości zadania i zrezygnowała z zabawy, by pocieszać Laurę. Dziewczyna zgodziła się na tę imprezę tylko dlatego, że to bal pożegnalny. Pamięta, że na tą okazję babcia specjalnie kupiła jej sukienkę, której sama poprawiła wykończenia, by były w stylu ukochanej wnuczki. Pamięta jak jej babunia czesała jej włosy i układała w piękną fryzurę. Wszystko jednak pozostaje niezapisanymi wspomnieniami, które lada chwila można zapomnieć, a szkoda by było tak piękne chwile wyrzucić w zapomnienie.

W pewnej chwili z transu wyrwał ją znajomy, kobiecy głos.
 
    -Evelyn, wszystko w porządku? -zapytała troskliwie Ellen.

     -Ivan i Luke zginęli w wypadku samochodowym. Wracali z imprezy i prawdopodobniej byli pod wpływem alkoholu i narkotyków. -powiedziała na jednym tchu. Zaraz potem wybuchła niepohamowanym płaczem. Była załamana.

         Kobieta nic nie mówiła tylko przytuliła nastolatkę i pogłaskała ją po głowie, jak swoje córki, gdy są smutne. Evelyn znów poczuła się jak za czasów żywota babci. Staruszka robiła tak samo. Z oczu czerwonowłosej znów polało się kilka gorzkich łez. Mimo, że spotkało ją w życiu tyle nieszczęścia to ona i tak ma w sobie na tyle siły, by żyć dalej. Bóg zabiera jej ukochane osoby, jednak obdarzył dziewczynę wielką wytrwałością. W pewnej chwili do pokoju weszła nic nieświadoma Laura. Miała bardzo zmartwioną minę gdy zobaczyła, że twarz przyjaciółki i oczy są koloru takiego jak jej włosy, a policzki i powieki są całe more od łez.
 
       Ellen wiedziała, że czerwonowłosa nie ma siły, by powiedzieć, jaka tragedia się stała, więc wyręczyła nastolatkę. Opowiedziała co się stało, a Laura patrzyła się w nią z niedowierzaniem. W jej głowie także nie mieściło się to, co stało się w Londynie. Oczy brunetki napełniły się łzami, które po chwili zaczęły spływać po policzkach i szyi dziewczyny. Ukuło ją i zraniło w serce, jak róża, która kaleczy rękę swoimi ostrymi kolcami. Życie można porównać do tego kwiatu, ponieważ, róża jest piękna jednak rani, tak samo jest  z życiem. Jest piękne, zaskakuje jak niespodzianka, tylko rani.. tak bardzo rani...





Wtuliła się w przyjaciółkę i mamę, zatapiając swe smutki w łzach.

Razem wpadły w ramiona Morfeusza.

~*~

 *PIIIP, PIIIIIIP, PIIP* Dźwięk odbijał się jak echo po sali, w której pół przytomna kobieta walczyła o życie. Aparatura jednak pozwoliła dwudziestolatce żyć.

  Nagle dziewczyna otworzyła oczy i próbowała ruszyć ręką. Udało jej się, jednak zwróciła uwagę wszystkich na sali. Tego akurat nie chciała.
  Od razu lekarze wypędzili z sali jej rodzinę, zajmując się nią. Głupie pytania lekarzy oraz badania, które przeprowadzali, były naprawdę męczące i nudne.
 Chwilę później w jej sali zamiast doktorów znalazła się jej rodzina. Nie zadawali pytań tylko patrzyli na Rydel jak w obrazek.
Jedak leki, które wykupił Riker, pomogły. Nie mogli się nacieszyć tym, że ich ukochana Delly żyje i będzie żyć. Po 5 minutach, rodzina została wypędzona z sali, ponieważ wycieńczona chorobą dziewczyną musiała odpocząć.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ

*  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *  *

HEJ! PRZEPRASZAM! Wiem, że odwiesiłam bloga i tak długo nie pisałam, ale nie miałam o czym. Nie miałam pomysłów i czasu. Rozdział jest krótki i zbytnio się tutaj  nie dziej, być może jest też dużo błędów. Nie mam też za bardzo czasu, a napisałabym więcej i przeczytałabym swoje wypociny, by poprawić wpadki. Bardzo przepraszam, wybaczcie. Jednak dobra wiadomość jest taka, że do września postaram się doprowadzić opowiadanie do 30 rozdziałów. Na tyle dobrze...
Widzieliście chyba, że założyłam następnego bloga? Jest to dramato-kryminał, więc jak ktoś chce to niech czyta [KLIK]
Jeżeli pod tym postem nie zobaczę 10 komentarzy to 26 rozdział zobaczycie we wrześniu. xDD Pod rozdziałem 2 na moim blogu ma być 5 komów, bo inaczej czeka was to co tutaj xDDD
Oceniajcie rozdział, a teraz idę się wyspać. Paa