piątek, 10 maja 2013

16-Chyba szykuje nam się nowy romansik.

     Gdy tylko otworzyła oczy szeroko się uśmiechnęła. Był jeden powód - w  końcu miała chłopaka i doznała wielkiego szczęścia. To dla Ross'a chciała się dalej budzić i się uśmiechać. Wystroiła się i zeszła schodami w dół kierując się w kierunku kuchni. Cała w skowronkach wkroczyła do pomieszczenie gdzie zawsze rano spotykała się cala rodzina.
     -Dzień dobry- przywitała się bardzo miło i szeroko się uśmiechnęła ukazując przy tym swoje śnieżnobiałe zęby. Zdziwiony tato Laury odpowiedział jej ciche 'Witaj córeczko". Na kilometr można było wyczuć dziwną atmosferę, która panowała między rodziną Marano. Szczęśliwa nastolatka chwyciła w ręce jabłko i ugryzła je. Przerzuciła przez ramię torbę i wyszła z domu nie żegnając się z bliskimi. Dzisiaj było bardzo słonecznie mimo, ze już dawno w Los Angeles zawitała "jesień". Tutaj nie ma zbyt dużo drzew liściastych, ładniejsza jesień jest w Londynie. No, ale w LA jest za to piękne lato. Luźna bluzka Laury lekko falowała razem z wietrzykiem. Włosy miała spięte w koka więc nie musiała martwić się, że będą jej zakrywać oczy w czasie drogi do szkoły. Już miała pukać do drzwi frontowych od  domu Lynch'ów lecz w tej samej chwili wyszedł stamtąd Ross. Dziewczyna ułożyła usta w głupi uśmiech i rzuciła się chłopakowi w ramiona. Blondyn odwzajemnił uścisk i pocałował swoją dziewczynę. Para nie wiedziała, że całe zdarzenie widziała mama Laury. Ross złapał rękę brunetki i razem z wielkim uśmiechem na twarzy poszli do szkoły.
     I pomyśleć, że jeszcze miesiąc wstecz kłócili się i byli dla siebie niemili. Zmienili się jak czas, w którym żyją. To jest trochę zruszające, a zarazem dziwne. Jak dla nich to dar, którego teraz nie mogą zaprzepaścić. Mieli taką nadzieje, ze nigdy się nie rozstaną. Zawsze będą razem tak jak ludzie po ślubie. Chłopak popchnął drzwi wejściowe od szkoły dając znak Laurze, żeby weszła pierwsza. Ross objął ukochaną ramieniem i razem pokierowali się w stronę sali 20. Nikt się jeszcze nie domyślił, że Raura istnieje. Po chwili w całej szkole rozległ się dzwonek rozpoczynający lekcje. Wszyscy uczniowie weszli do swoich klas zostawiając korytarz pusty. Laura i Ross jako ostatni weszli do sali i zamknęli za sobą drzwi. Usiedli  w tej samej ławce i rozpakowali się. Blondyn złapał rękę ukochanej i schował pod ławkę, by nikt ich nie nakrył. Miło było tak żyć. Bez głupich docinków i wyśmiewania. Musieli najbardziej się ukrywać przed Becky. Ona by im dała popalić. Z resztą nawet jakby się ktokolwiek dowiedział, rozniósł by to po szkole w błyskawicznym tempie. Nie chcieli tego.
    Po skończonych zajęciach udali się razem w drogę powrotną do domu. Całą podróż przeszli w ciszy, która wcale im nie przeszkadzała, tylko wręcz przeciwnie. Nagle Laura zaczęła nucić piosenkę R5-always. Ross jak oparzony ocknął się i nucił razem z ukochaną. Trochę niecodzienny widok i dźwięk. Dwoje utalentowanych i zakochanych w sobie ludzi śpiewa piosenkę na środku ulicy. I to jeszcze za darmo.
Gdy doszli do swoich domów, ucałowali się na pożegnanie i umówili na następne spotkanie. Szczęśliwa Laura doszła do domu i pierwsze co zrobiła po otworzeniu drzwi to ściągnęła swoje buty. Zapach spaghetti unosił się po całym domu. Ta niesamowita woń zawsze zachwycała brunetkę i wzbudzała w niej odczucie głodu. Zadowolona odniosła torbę do pokoju i znów zeszła na dół by pomóc mamie gotować. Weszła i zastała tam Ellen i Evelyn razem przyrządzające obiad . Zdziwiona uśmiechnęła się i usiadła na krześle przyglądając się im.
    -Laura nakryj do stołu .. -poprosiła mama. Powiedziała to bardziej szorstkim tonem, więc brunetka trochę się zdziwiła i zakłopotała. Posłusznie zrobiła to o co ją proszono. Nakryła stół dla 5 osób i odetchnęła z ulgą siadając na poprzednie miejsce. Spięta Ellen odwróciła się i przyglądała pracy córki.
    -To ty nie wiesz, że dzisiaj przychodzą Lynchowie na obiad? - zapytała bardzo zdziwiona.
    -No nie wiedziałam, ale teraz już wiem ... - odpowiedziała miło. Wróciła się po talerze , sztuczce i poukładała je na stole okrytym białym obrusem. Na środku postawiła wazon z bukietem czerwonych róż i wycofała się z salonu. Nie zdążyła usiąść, a po całym domu już rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. Wyprostowała się i poszła otworzyć gościom. Przywitała ich miło, całując po policzku każdego kto wszedł do domu. Na końcu przyszedł Ross, który wręczył Laurze różę, przytulił ją i lekko pocałował w policzek. Tak bardzo chciał cmoknąć ukochaną w usta lecz nie mógł tego zrobić teraz. Wszyscy zasiedli do stołu i wzięli się za pałaszowanie obiadu. Laura dalej nie wiedziała z jakiej okazji została zorganizowana ta "impreza". Po kilku minutach brunetka zaangażowała się w rozmowę i nic nie zaplątało jej głowy. Gdy na stole już mało co zostało,a  brzuchy wszystkich były napełnione do syta, dziewczyna podreptała do swojego pokoju. Gdy wstała dała znak Ross'owi by poszedł za nią. Chłopak po chwili dołączył do ukochanej i ucałował ją w usta. Dziewczyna odwzajemniła pocałunek, wplątując jedną rękę w blond włosy brązowookiego. Gdy brakło im powietrza oderwali się od siebie i usiedli na skórzanej kanapie ułożoną pod ścianą na przeciwko telewizora. Dziewczyna chwyciła pilota i włączyła jakiś program. Akurat leciał film pt. " Intruz". Nigdy go nie oglądali, a tego miesiąca to hit. Brunetkę nudził seans, a po za tym niedawno oglądali filmy, więc powinni porobić coś innego. Chłopak objął ukochaną i przysunął bliżej siebie. Rozpuścił brązowookiej włosy, wtulając w nie swoją twarz. "Jak dobrze, że w końcu jesteśmy sami" wyszeptał zmysłowo w ucho Laury. Brunetkę przeszedł przyjemny dreszcz, uśmiechnęła się sama do siebie i próbowała nie reagować na zaczepki ukochanego. Jednak nie dało się wytrzymać z Ross'em w jednym pomieszczeniu. Odwróciła się w stronę blondyna i wbiła się w jego usta. Zadowolony chłopak złapał dziewczynę jedną ręką w pasie, a drugą przejechał po jej policzku. Brunetka uśmiechnęła się przez pocałunek i zarzuciła ręce na szyję chłopaka. Siedzieli  w tej pozycji dosyć długo. Nie przeszkodziło im nawet pukanie do drzwi od pokoju. Liczyło się tylko tu i teraz....

~ ♥ ~
     Po wyjściu z domu rodziny Marano udała się wprost do parku gdzie jeszcze wczoraj spotkała Jamesa. Idąc tam myślała o tym, że dzisiaj także go spotka. Nie myliła się. W tym samym miejscu co wcześniej siedział uśmiechnięty chłopak. Na sam widok na twarzy Rydel też zawitał uśmiech. Bezszelestnie podeszła do młodzieńca i usiadła obok niego. Ten jednak usłyszał Rydel i obrócił się w jej stronę.
    -Hej -przywitał się- ... oprowadzisz mnie po Los Angeles ? -dodał. Dziewczyna odpowiedziała i ruszyli w stronę dzielnicy "Hollywood". Dzisiaj brązowooka bawiła się w "przewodnika". Pasowała jej taka praca lecz nie bardzo lubiła współpracować z ludźmi, którzy w ogóle jej nie słuchali. Po drodze spotkali Evelyn i Ellingtona, którzy szli razem rozmawiając. Zdziwiona podeszła do nich i zapytała co tutaj robią.
   -Emm .. spacerujemy - odpowiedział Ratliff robiąc dziwną minę.
   -No dobra .. może dołączycie do nas ? - znów zadała pytanie.
   -Do nas? - zdziwiony brunet zaczął rozglądać się na różne strony.
   -No do mnie i do Jamesa - uprościła i pokazała ręką na stojącego chłopaka.
   -Aha .. no Evelyn nic nam nie zaszkodzi .. -odpowiedział i uśmiechnął się zalotnie. Złapał dziewczynę pod ramię i ruszyli dalej w "wycieczkę". Rozmawiali na różne tematy, w końcu ludzie powinni rozmawiać o wszystkim. Gdy przeszli już po najpiękniejszych zakątkach Los Angeles postanowili, ze wybiorą się na górę Lee. Zadowoleni chodzili po pagórkach i wzniesieniach, by dostać się do wielkiego, białego napisu "Hollywood". Gdy tylko weszli na górę ujrzeli piękny widok na miasto aniołów. Ellington złapał rękę czerwonowłosej i spojrzał an nią oczekująco. Dziewczyna była bardzo zszokowana i zawstydzona.
Gdy tylko Rydel to zauważyła nie mogła zostawić tego bez komentarza.
    -Chyba szykuje nam się nowy romansik - zrobiła tak zwane "brewki". Evelyn wiedziała o co chodzi i zarumieniła się. Jej twarz była koloru jej czerwonych włosów. Rydel zaśmiała się, a osoby, o które chodziło poszły nie pozostawiając po sobie śladu. Dziewczyna usiadła na zielonej trawie zachęcając swojego towarzysza, by zajął miejsce obok niej. Właśnie słońce zachodziło pozostawiając po sobie czerwono-pomarańczowy ślad na niebie. Był to niesamowity widok. Siedzieli na zboczu góry, cień z wielkiej litery padał prosto na nich, a czerwone niebo otaczało ich z każdej strony. Powoli kolorowe chmury znikały, by zamiast nich mogła nastać ciemność. James i Rydel szli w kierunku "Hollywood walk of fame" po tym mieli iść prosto do domu. Przechodząc przez aleję gwiazd blondynka zauważyła imię i nazwisko swojej przyjaciółki. Stała tuż prze złotą płytą z  napisem "LAURA MARANO" Brązowooka chciała skakać z radości, lecz nie mogła, bo było grubo po 22 i obowiązywała już cisza nocna. Była oburzona tym, że Laura jej się nie pochwaliła w końcu są przyjaciółkami. No trudno.
    Tym razem James odprowadził Rydel do domu. Gdy dodarli na miejsce przytulili się i ucałowali na pożegnanie. Blondynka weszła do domu i udała się do swojego pokoju. Cała rodzina pewnie już smacznie spała więc po cichu wsunęła się do swojego pokoju. Przebrała się w piżamę i momentalnie zasnęła.
 
       Dziewczyna wstała z miękkiego łóżka i podeszła do wielkiej szafy. Wyciągnęła z niej fioletową koszulkę z czarnym napisem " Paradise" i czarne rurki. Dzisiaj postanowiła ubrać się na luzie chociaż wolała ubierać się na "rockowo".  Podreptała do łazienki by się odświeżyć. Wzięła szybki i zimny prysznic. Nałożyła na swoje nagie ciało ciuchy i wyszła z łaźni udając się schodami w dół prosto do kuchni. Gdy tylko weszła w pomieszczenie w oczy rzucił jej się niewielki bukiet lilii. Do jednego kwiatka przyczepiona była karteczka. Rydel wiele nie myśląc podeszła do stołu i chwyciła w swoje długie palce zwitek papieru.
 "To taki mały prezencik dla Ciebie :* James" Blondynka uśmiechnęła się i wzięła w ręce jedną lilie. Zaciągnęła się jej zapachem i odłożyła kwiat na miejsce.

_____________
Heeeeeej
Przepraszam, że musieliście czekać cały tydzień na rozdział, ale ja ostatnio nie mam w ogóle czasu na pisanie. Cały czas nauka, nauka i nauka aż chce się rzygać! Grrr :/ 
Myślę, ze rozdział chociaż trochę się podobał, przepraszam za błędy, nie chciało mi się czytać go od nowa. 
Kochamy was :*
~Wiktoria i Weronika <3 

13 komentarzy:

  1. Świetny,tylko mam jedno pytanie.Kiedy pojawi się jakiś dramat i akcja?Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. super, nic dodać nic ująć:* Mogę jeszcze mówić boski, świetny, cydny itp. nie mogę się doczekać kolejnego:*

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział <33
    Tsa.. Też już mam dość tej durnej szkoły -.- xD
    Czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. O nieee już się boję mamy Laury i reszty. Ja sie chyba od neta odetne zeby na zawał nie rypnąć xd

    OdpowiedzUsuń
  5. Super nie mogę się doczeka kolejnego posta zapraszam na mojego bloga http://przyjaciele-na-zawsze-razem.blogspot.com/
    CMOK:* julia

    OdpowiedzUsuń
  6. Supcio rozdział zresztą jak zawsze
    zapraszam do mnie http://austin-ally-moja-historia.blogspot.com/

    Natka:-)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ten jest fajny!! Super sie czyta ta cala historie ale dlaczego ona sie tak szybko konczy od dawna nie napulisalas nastebnego rozdzialu a ja mam ochote czytac i czytac ta historie i tez jak inni boje sie mamy Laury

    OdpowiedzUsuń
  8. Trochę się pogubiłam.....

    OdpowiedzUsuń
  9. Sama historia genialna, ale trochę mnie denerwuje że zaczynacie akapit i piszecie ona/on. Trochę nie wiadomo o co chodzi :* Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń