(…)
- Okazuję się, że
pani Lynch ma białaczkę – powiedział. Wszyscy zebrani pobladli..
To był dla nich największy cios, najgorsza rzecz jaka mogła im się
przytrafić. Stormie i Mark, która także przyjechali do szpitala
- Ale.. Ale jak to?
Ona nie miała nawet żadnych objaw nowotworu. Nic się nie działo,
była jak zwykle uśmiechnięta i jak zawsze korzystała z życia..
nie mogła zachorować na białaczkę! To.. to nie możliwe.
Musieliście się w czymś pomylić – odezwała się Stormie, która
także dojechała do szpitala. Była ona już na skraju wytrzymania.
Z jej oczu leciały łzy, była przygnębiona jak reszta z zebranych.
- Niestety...
wszystko wskazuję na to, że pańska córka ma nowotwór.
Przepraszamy, na chwilę obecną wiemy tylko tyle – powiedział.
- Można się z nią
zobaczyć? - zapytał Mark.
- Można...
niestety jest ona w chwilowej śpiączce, niedługo powinna się
wybudzić. Proszę tylko, aby nie wchodzić tam wszyscy naraz. Po
trzy – cztery osoby. Dziewczyna jest przemęczona. - Wszyscy
zebrani kiwnęli głowami. Wszyscy chcieli odwiedzić siostrę,
jednak nie było to możliwe naraz. Do pomieszczenia weszli Mark ,
Stormie i Ross. Dla Ross'a to właśnie Rydel od zawsze była
psychologiem i wsparciem. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że
siostra może umrzeć. We trójkę usiedli na krzesłach obok jej
łóżka szpitalnego. Była taka bezradna.. nie mogła nic zaradzić
na chorobę. NIKT nie mógł nic zrobić dopóki nie dostaną
szczegółowych informacji.
*
W tym
samym czasie Laura leżała na łóżku. Zastanawiało ją to,
dlaczego Ross tak szybko odjechał bez słowa. Zabrał ją z imprezy,
odwiózł do domu i nic nie mówiąc odjechał. Kilka razy dzwoniła
do niego jednak bez skutku. Bała się, że stało się coś
strasznego, a ona nie miała o tym pojęcia. Wstała z łóżka i
podeszła do okna. Na dworze zapadała już ciemność. Była
samotna. W domu siedziała sama. Nawet jej własna przyjaciółka
spędza więcej czasu z samym Ratliff'em niż nią. Nie wspomina o
Ross'ie, z którym wybrała się na randkę do klubu na kilkadziesiąt
minut. Do tego ten obleśny typ, który się do niej przyczepiał.
Gdyby nie Ross.. on mógłby ją zgwałcić. Sama była bezradna, nie
mogła nic zrobić. Był zbyt silny, aby dać jej uciec. Rodziców
nie ma, wyjechali w ważną delegację, a Vanessa poszła do domu
przyjaciółki na noc. Sięgnęła po telefon i napisała sms'a do
ukochanego.
„Gdzie tak szybko znikłeś? Odjechałeś bez słowa... martwię się. Proszę odpisz, Laura”Czekała 5...10...40 minut, a odpowiedzi ciągle nie było. Traciła nadzieję, że Ross jeszcze dziś odpiszę dlatego przebrała się w pidżamę a sama położyła się do łóżka. Wzięła laptopa na kolana i go włączyła. Włączyła jakąś nudną grę i zaczęła grać. Nie była „obcykana” w tej kategorii zabawy, dlatego ciągle przegrywała. Grając tak ujrzała, że wyświetlacz w jej telefonie się podświetlił, a zaraz potem usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Ross'a. „Odpisał po dwóch godzinach.. szybki jest” - pomyślała. Odblokowała telefon i przeczytała wiadomość. Jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów ziemniaków. Myślała, że tam zemdleję. Wiadomość, którą dostała od Ross'a była najgorszą rzeczą, jaką mogła się przytrafić. Patrzyła się w bezruchu na napisane przez chłopca litery układające się w tak bolesną lecz prawdziwą – prawdę.
„Gdzie tak szybko znikłeś? Odjechałeś bez słowa... martwię się. Proszę odpisz, Laura”Czekała 5...10...40 minut, a odpowiedzi ciągle nie było. Traciła nadzieję, że Ross jeszcze dziś odpiszę dlatego przebrała się w pidżamę a sama położyła się do łóżka. Wzięła laptopa na kolana i go włączyła. Włączyła jakąś nudną grę i zaczęła grać. Nie była „obcykana” w tej kategorii zabawy, dlatego ciągle przegrywała. Grając tak ujrzała, że wyświetlacz w jej telefonie się podświetlił, a zaraz potem usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Ross'a. „Odpisał po dwóch godzinach.. szybki jest” - pomyślała. Odblokowała telefon i przeczytała wiadomość. Jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów ziemniaków. Myślała, że tam zemdleję. Wiadomość, którą dostała od Ross'a była najgorszą rzeczą, jaką mogła się przytrafić. Patrzyła się w bezruchu na napisane przez chłopca litery układające się w tak bolesną lecz prawdziwą – prawdę.
„Przepraszam..
Delly jest w szpitalu.. ma białaczkę..”
Nigdy nie sądziła, że ta kochana przez wszystkich osóbka może
przechodzić piekło, nie leczone, prowadzące do śmierci. Rydel nie
może umrzeć. Laura traktowała ją jak siostrę. Zawsze mogła z
nią porozmawiać, nie wstydząc się niczego. Potrafiła
odpowiedzieć na każde pytanie, wywołując szeroki uśmiech na
twarzy brunetki. Czym prędzej sięgnęła po torebkę i wrzuciła
tam najpotrzebniejsze rzeczy i przerażona wybiegła z pokoju. Na jej
szczęście rodzice byli w domu. Podeszła do Damiano.
- Tatooo.. mam
prośbę. To ważne – mówiła. Ojciec odkręcił głowę w jej
stronę i słuchał. - Mógłbyś mnie podwieźć do szpitala? Rydel
ma białaczkę... - ostatnie słowa ledwo przeszły jej przez gardło.
Myśl, że jej kochana Delly może umrzeć, była nie do zniesienia.
- Oczywiście, że
cię zawiozę. Nic mi nie było wiadomo, że Rydel jest chora..
przykro mi – powiedział. Brunetka w duszy się ucieszyła. Jej
rodzice wrócili. Wrócili na zawszę. Damiano wstał. Pożegnał się
z Ellen i wziął klucze do auta. Objął córkę ramieniem, aby
dodać jej otuchy i wyszedł z mieszkania. Obydwoje wsiedli do
samochodu i ruszyli w stronę szpitala. Laura ciągle wierciła się
w siedzeniu. Droga strasznie jej się dłużyła. Nigdy nie sądziła,
że coś takiego będzie miało miejsce. Kilkanaście minut potem,
auto zaparkowało pod budynkiem. Brunetka podziękowała ojcu za
podwózkę i wyszła z samochodu. Pobiegła do szpitala. Chodziła po
kilku korytarzach w poszukiwaniu rodziny blondynki, jednak bez
skutku. Nigdzie nie mogła ich znaleźć, dlatego zaczepiła
przechodzącą lekarkę.
- Dzień dobry,
przepraszam chciałam się o coś zapytać. Gdzie leży Rydel Lynch?
Podobno została tu dziś przywieziona..
- Dzień dobry. Na
drugim piętrze w sali 102 – oznajmiła.
- Dziękuję –
pobiegła pod windę. Nacisnęła przycisk „2” i weszła do
pomieszczenia. Winda ruszyła. Wybiegła szybko i skierowała się
pod wymienioną salę. Już z daleka spostrzegła rodzinę
dziewczyny. Zwolniła kroku i weszła. Wzrok wszystkich skierował
się na nią. Powiedziała „Dzień dobry” i usiadła na wolnym
miejscu obok Ross'a. Nikt nie był w stanie niczego powiedzieć.
Każdy siedział przygnębiony. Laura jedynie przytuliła się do
blondyna.
- Co tu robisz? -
zapytał.
- Przykro mi z
powodu Delly.. Nie chciałam cię zostawiać samego – powiedziała.
Chłopak uśmiechnął się lekko do dziewczyny i objął ją
ramieniem. Teraz wystarczyło czekać na to, aż blondynka się
obudzi.
*
Kilka godzin później z pomieszczenia, w którym leżała Delly wyszedł ten sam lekarz, który ją badał. Ratliff, Evelyn, Rocky i Ryland poszli już do domu, bo pora była na tyle późna, że oczy same się zamykały. Dochodziła prawie 12 w nocy. Obiecali wrócić rano, aby spotkać się z Rydel. Za dużo osób, także nie może czekać. Pozostali Laura, Ross, rodzice i Riker. Kilka razy kazali iść im do domu, jednak każdy chciał zostać. Lekarz podszedł do zebranych.
*
Kilka godzin później z pomieszczenia, w którym leżała Delly wyszedł ten sam lekarz, który ją badał. Ratliff, Evelyn, Rocky i Ryland poszli już do domu, bo pora była na tyle późna, że oczy same się zamykały. Dochodziła prawie 12 w nocy. Obiecali wrócić rano, aby spotkać się z Rydel. Za dużo osób, także nie może czekać. Pozostali Laura, Ross, rodzice i Riker. Kilka razy kazali iść im do domu, jednak każdy chciał zostać. Lekarz podszedł do zebranych.
- Mamy dobre
wieści. Rydel się obudziła. Możecie wejść, tylko proszę jej
nie przemęczać – oznajmił. Każdemu spadł kamień z serca. Ich
kochana Rydel się obudziła. Podziękowali lekarzowi i weszli do
pomieszczenia. Już od samego progu można było usłyszeć szloch
dziewczyny. Zapewne lekarz powiedział jej, o białaczce. To dla niej
strasznie trudny okres. Kiedy zauważyła, że ktoś wszedł do sali
uśmiechnęła się. Sam uśmiech wystarcza aby być spokojnym.
Podeszli do łóżka na którym leżała.
- Cieszę się, że
mogę was widzieć – powiedziała. Uśmiech zniknął z jej twarzy
tak szybko jak się pojawił. Z jej oczu znowu zaczęły kapać łzy.
Ross nie mógł patrzeć na to, jak jego jedyna siostra cierpi.
Usiadł na jej łóżku i mocno ją objął.
- Ty nie umrzesz..
nie możesz nam tego zrobić – odparł.
- Wszystko na to
wygląda. Kocham was – powiedziała zwracając się do wszystkich.
- My ciebie też.
Powinnaś odpoczywać, połóż się spać. Przyjdziemy rano –
powiedziała Stormie. Rydel przytaknęła i pożegnała się z
wszystkimi. Kiedy wychodzili z sali, złapała za rękę Riker'a.
- Możesz zadzwonić
do James'a i powiedzieć mu, że leżę w szpitalu? Pewnie się
martwi.. proszę – poprosiła.
- Oczywiście –
zgodził się. - Śpij dobrze. - Riker wyszedł z sali i szpitala.
Wszyscy skierowali się prosto do auta Lynch'ów.
*
Jak podoba się rozdział? Jak mam swoje zdanie, jak zawsze.. ale czekam na wasze.
PS. Teraz rozdziały (przynajmniej z mojej strony) będą dodawane nieregularnie. Będę coraz mniej w domu (bo wakaację *--*) i nie będzie mi się chciało pisać xd
Udanych i szczęśliwych wakacji wam życzę!
~` Weronika :)
[Sorki za błędy czy coś, ale nie chce mi się tych wypocin czytać xd]