sobota, 29 czerwca 2013

23. "Ty nie umrzesz.. nie możesz nam tego zrobić."

(…)
- Okazuję się, że pani Lynch ma białaczkę – powiedział. Wszyscy zebrani pobladli.. To był dla nich największy cios, najgorsza rzecz jaka mogła im się przytrafić. Stormie i Mark, która także przyjechali do szpitala
- Ale.. Ale jak to? Ona nie miała nawet żadnych objaw nowotworu. Nic się nie działo, była jak zwykle uśmiechnięta i jak zawsze korzystała z życia.. nie mogła zachorować na białaczkę! To.. to nie możliwe. Musieliście się w czymś pomylić – odezwała się Stormie, która także dojechała do szpitala. Była ona już na skraju wytrzymania. Z jej oczu leciały łzy, była przygnębiona jak reszta z zebranych.
- Niestety... wszystko wskazuję na to, że pańska córka ma nowotwór. Przepraszamy, na chwilę obecną wiemy tylko tyle – powiedział.
- Można się z nią zobaczyć? - zapytał Mark.
- Można... niestety jest ona w chwilowej śpiączce, niedługo powinna się wybudzić. Proszę tylko, aby nie wchodzić tam wszyscy naraz. Po trzy – cztery osoby. Dziewczyna jest przemęczona. - Wszyscy zebrani kiwnęli głowami. Wszyscy chcieli odwiedzić siostrę, jednak nie było to możliwe naraz. Do pomieszczenia weszli Mark , Stormie i Ross. Dla Ross'a to właśnie Rydel od zawsze była psychologiem i wsparciem. Nie mógł dopuścić do siebie myśli, że siostra może umrzeć. We trójkę usiedli na krzesłach obok jej łóżka szpitalnego. Była taka bezradna.. nie mogła nic zaradzić na chorobę. NIKT nie mógł nic zrobić dopóki nie dostaną szczegółowych informacji.

*

W tym samym czasie Laura leżała na łóżku. Zastanawiało ją to, dlaczego Ross tak szybko odjechał bez słowa. Zabrał ją z imprezy, odwiózł do domu i nic nie mówiąc odjechał. Kilka razy dzwoniła do niego jednak bez skutku. Bała się, że stało się coś strasznego, a ona nie miała o tym pojęcia. Wstała z łóżka i podeszła do okna. Na dworze zapadała już ciemność. Była samotna. W domu siedziała sama. Nawet jej własna przyjaciółka spędza więcej czasu z samym Ratliff'em niż nią. Nie wspomina o Ross'ie, z którym wybrała się na randkę do klubu na kilkadziesiąt minut. Do tego ten obleśny typ, który się do niej przyczepiał. Gdyby nie Ross.. on mógłby ją zgwałcić. Sama była bezradna, nie mogła nic zrobić. Był zbyt silny, aby dać jej uciec. Rodziców nie ma, wyjechali w ważną delegację, a Vanessa poszła do domu przyjaciółki na noc. Sięgnęła po telefon i napisała sms'a do ukochanego.
„Gdzie tak szybko znikłeś? Odjechałeś bez słowa... martwię się. Proszę odpisz, Laura”Czekała 5...10...40 minut, a odpowiedzi ciągle nie było. Traciła nadzieję, że Ross jeszcze dziś odpiszę dlatego przebrała się w pidżamę a sama położyła się do łóżka. Wzięła laptopa na kolana i go włączyła. Włączyła jakąś nudną grę i zaczęła grać. Nie była „obcykana” w tej kategorii zabawy, dlatego ciągle przegrywała. Grając tak ujrzała, że wyświetlacz w jej telefonie się podświetlił, a zaraz potem usłyszała dźwięk przychodzącej wiadomości. Na wyświetlaczu pojawiła się wiadomość od Ross'a. „Odpisał po dwóch godzinach.. szybki jest” - pomyślała. Odblokowała telefon i przeczytała wiadomość. Jej oczy rozszerzyły się do rozmiarów ziemniaków. Myślała, że tam zemdleję. Wiadomość, którą dostała od Ross'a była najgorszą rzeczą, jaką mogła się przytrafić. Patrzyła się w bezruchu na napisane przez chłopca litery układające się w tak bolesną lecz prawdziwą – prawdę.
Przepraszam.. Delly jest w szpitalu.. ma białaczkę..”
Nigdy nie sądziła, że ta kochana przez wszystkich osóbka może przechodzić piekło, nie leczone, prowadzące do śmierci. Rydel nie może umrzeć. Laura traktowała ją jak siostrę. Zawsze mogła z nią porozmawiać, nie wstydząc się niczego. Potrafiła odpowiedzieć na każde pytanie, wywołując szeroki uśmiech na twarzy brunetki. Czym prędzej sięgnęła po torebkę i wrzuciła tam najpotrzebniejsze rzeczy i przerażona wybiegła z pokoju. Na jej szczęście rodzice byli w domu. Podeszła do Damiano.
- Tatooo.. mam prośbę. To ważne – mówiła. Ojciec odkręcił głowę w jej stronę i słuchał. - Mógłbyś mnie podwieźć do szpitala? Rydel ma białaczkę... - ostatnie słowa ledwo przeszły jej przez gardło. Myśl, że jej kochana Delly może umrzeć, była nie do zniesienia.
- Oczywiście, że cię zawiozę. Nic mi nie było wiadomo, że Rydel jest chora.. przykro mi – powiedział. Brunetka w duszy się ucieszyła. Jej rodzice wrócili. Wrócili na zawszę. Damiano wstał. Pożegnał się z Ellen i wziął klucze do auta. Objął córkę ramieniem, aby dodać jej otuchy i wyszedł z mieszkania. Obydwoje wsiedli do samochodu i ruszyli w stronę szpitala. Laura ciągle wierciła się w siedzeniu. Droga strasznie jej się dłużyła. Nigdy nie sądziła, że coś takiego będzie miało miejsce. Kilkanaście minut potem, auto zaparkowało pod budynkiem. Brunetka podziękowała ojcu za podwózkę i wyszła z samochodu. Pobiegła do szpitala. Chodziła po kilku korytarzach w poszukiwaniu rodziny blondynki, jednak bez skutku. Nigdzie nie mogła ich znaleźć, dlatego zaczepiła przechodzącą lekarkę.
- Dzień dobry, przepraszam chciałam się o coś zapytać. Gdzie leży Rydel Lynch? Podobno została tu dziś przywieziona..
- Dzień dobry. Na drugim piętrze w sali 102 – oznajmiła.
- Dziękuję – pobiegła pod windę. Nacisnęła przycisk „2” i weszła do pomieszczenia. Winda ruszyła. Wybiegła szybko i skierowała się pod wymienioną salę. Już z daleka spostrzegła rodzinę dziewczyny. Zwolniła kroku i weszła. Wzrok wszystkich skierował się na nią. Powiedziała „Dzień dobry” i usiadła na wolnym miejscu obok Ross'a. Nikt nie był w stanie niczego powiedzieć. Każdy siedział przygnębiony. Laura jedynie przytuliła się do blondyna.
- Co tu robisz? - zapytał.
- Przykro mi z powodu Delly.. Nie chciałam cię zostawiać samego – powiedziała. Chłopak uśmiechnął się lekko do dziewczyny i objął ją ramieniem. Teraz wystarczyło czekać na to, aż blondynka się obudzi.

*

     Kilka godzin później z pomieszczenia, w którym leżała Delly wyszedł ten sam lekarz, który ją badał. Ratliff, Evelyn, Rocky i Ryland poszli już do domu, bo pora była na tyle późna, że oczy same się zamykały. Dochodziła prawie 12 w nocy. Obiecali wrócić rano, aby spotkać się z Rydel. Za dużo osób, także nie może czekać. Pozostali Laura, Ross, rodzice i Riker. Kilka razy kazali iść im do domu, jednak każdy chciał zostać. Lekarz podszedł do zebranych.
- Mamy dobre wieści. Rydel się obudziła. Możecie wejść, tylko proszę jej nie przemęczać – oznajmił. Każdemu spadł kamień z serca. Ich kochana Rydel się obudziła. Podziękowali lekarzowi i weszli do pomieszczenia. Już od samego progu można było usłyszeć szloch dziewczyny. Zapewne lekarz powiedział jej, o białaczce. To dla niej strasznie trudny okres. Kiedy zauważyła, że ktoś wszedł do sali uśmiechnęła się. Sam uśmiech wystarcza aby być spokojnym. Podeszli do łóżka na którym leżała.
- Cieszę się, że mogę was widzieć – powiedziała. Uśmiech zniknął z jej twarzy tak szybko jak się pojawił. Z jej oczu znowu zaczęły kapać łzy. Ross nie mógł patrzeć na to, jak jego jedyna siostra cierpi. Usiadł na jej łóżku i mocno ją objął.
- Ty nie umrzesz.. nie możesz nam tego zrobić – odparł.
- Wszystko na to wygląda. Kocham was – powiedziała zwracając się do wszystkich.
- My ciebie też. Powinnaś odpoczywać, połóż się spać. Przyjdziemy rano – powiedziała Stormie. Rydel przytaknęła i pożegnała się z wszystkimi. Kiedy wychodzili z sali, złapała za rękę Riker'a.
- Możesz zadzwonić do James'a i powiedzieć mu, że leżę w szpitalu? Pewnie się martwi.. proszę – poprosiła.
- Oczywiście – zgodził się. - Śpij dobrze. - Riker wyszedł z sali i szpitala. Wszyscy skierowali się prosto do auta Lynch'ów.

*

Jeej! Jest kolejny rozdział ^^ Wiem, że krótki.. ale jakoś nie mogę pisać dłużej. Nie wychodzi mi :| Zaraz robi się bez sensu xd Przepraszam ;p 
Jak podoba się rozdział? Jak mam swoje zdanie, jak zawsze.. ale czekam na wasze. 
PS. Teraz rozdziały (przynajmniej z mojej strony) będą dodawane nieregularnie. Będę coraz mniej w domu (bo wakaację *--*) i nie będzie mi się chciało pisać xd 
Udanych i szczęśliwych wakacji wam życzę! 
~` Weronika :)
[Sorki za błędy czy coś, ale nie chce mi się tych wypocin czytać xd]

14 komentarzy:

  1. Super rozdział jak zawsze ,tylko jak Ryd umrze to -.-! Ale jak chcesz/chcecie to wasze opowiadanie :) No i wakacje ,taaaa... nudno mi już pierwszego dnia ,ale może polecę do Londynu yupi xP Czekam (Nie)CIERPLIWIE na kolejny rozdział C; Buźka ! ;*
    -Pauliii<3

    OdpowiedzUsuń
  2. świetny rozdział ;3
    Delly ma białaczkę O_________________O Ona musi żyć!
    Wakacje..yupi...szkoda, ze mi się nudzi ._.
    Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Doprowadziłaś mnie do płaczu! Jestem wrażliwa :')
    Straasznie mi się podoba ten rozdział, zresztą jak każdy ;)
    Już nie moogę się doczekać nexta!! ;D
    ~JulkaXD

    OdpowiedzUsuń
  4. Ty to potrafisz pisać:3 Świetny...biedna Rydel...

    OdpowiedzUsuń
  5. Rozdział jest świetny. Naprawdę masz talent.

    OdpowiedzUsuń
  6. ZAPRASZAM NA MOJEGO NOWEGO BLOGA O R5 , JUŻ NIEDŁUGO PIERWSZY ROZDZIAŁ ! http://ross-laura-story-of-love.blogspot <---ZAJRZYJCIE :)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże.. biedna Delly! O__O wy chyba nie zamierzacie jej uśmiercić, nie? O_o bo was pozabijam -.-
    rozdział świetny :3
    piszcie szybko następny :*

    OdpowiedzUsuń
  8. Zostałaś nominowana do Liebster Blog ! Więcej informacji znajdziesz tutaj: http://auslly-historia-austin-ally.blogspot.com/2013/07/liebster-blog.html :)

    OdpowiedzUsuń
  9. http://ross-laura-story-of-love.blogspot.com !

    OdpowiedzUsuń
  10. kiedy następny rozdział ?? :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Swietny <3
    Czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  12. Oni są zespołem więc mają pewnie dużo pieniędzy, wyleczą Rydel. Znaczy nie wiem jak jest w waszym opowiadaniu, ale biorąc to na logikę...

    OdpowiedzUsuń